piątek, 31 stycznia 2014

Put your wands up!

ALE NUMER. FATALNE JĘDZE MAJĄ WYSTĄPIĆ NA BALU BOŻONARODZENIOWYM. CZYŻ ŻYCIE NIE JEST ZBYT PIĘKNE? POZNAM SIĘ Z MYRONEM, ON MNIE POKOCHA, RZUCĘ DLA NIEGO SZKOŁĘ, NAGRAMY WSPÓLNIE ALBUM, WYJEDZIEMY NA SESZELE I BĘDZIEMY SZCZĘŚLIWI DO KOŃCA ŻYCIA. SAYONARA FRAJERZY!
Hohohoo
Chwileczkę... Przecież bal jest za tydzień. Na brodę Merlina. Pomocy. Zabijcie mnie. Całkiem zapomniałam. NIE MAM PARTNERA NA TE GŁUPIE DENSY. Dopiero zdałam sobie z tego sprawę. Ale wstyd... Jak mogłam zapomnieć o czymś takim? Przecież wszyscy mnie wyśmieją, jak przyjdę sama! Pansy mi właśnie powiedziała, że tylko Vincent i Gregory nie mają z kim iść z naszej klasy. To znaczy, że nawet Milicenta kogoś znalazła (albo ktoś ją). Kurde, czy ja jestem aż taka paskudna, że nikt mnie jeszcze nie zaprosił? Nie wiem co wykombinuję w takim krótkim czasie. Może przez ten tydzień znajdzie się ktoś, kto na przykład wcześniej wstydził się do mnie podejść, albo po prostu nie udało mu się z jakąś laską z wyższej ligi i będę jego ostatnią deską ratunku? Skoro na nikogo z poza domu nie mam co liczyć, a prawdopodobnie większość osób ze Slytherinu parę już ma, to mam bardzo marne szanse. Chyba muszę zaraz zrobić jakiś zwiad i dowiedzieć się, kto nie ma z kim iść, żeby wiedzieć wokół kogo się zakręcić. Na początek zejdę do pokoju wspólnego. Rzadko tam przesiaduję, bo czuję się nieswojo w tym towarzystwie, ale to może być powodem, dla którego nie zostałam przez nikogo zaproszona. Wezmę sobie coś do czytania i usiądę w widocznym miejscu, to sobie o mnie przypomni jakiś chłopak bez pary. Zgodzę się na pierwsze zaproszenie i będę miała spokój. O ile w ogóle ktoś będzie chciał ze mną iść. Okej, idę realizować swój plan. Cholera, będę trochę podejrzanie wyglądać, bo nigdy się nie pokazuję w pokoju wspólnym. Co robić, co robić? Moźe pójdę z moją zaległą pracą domową z transmutacji do kogoś kto tam siedzi? Zawsze polegam tylko na siebie w tych sprawach, ale nie oddałam tego eseju na drugi termin i McGonnagall wyraźnie powiedziała, że dostanę szlaban, jeśli go nie przyniosę na następne zajęcia. Teodor jest bardzo dobry z tego przedmiotu, więc mogę do niego się o to zwrócić. Tylko nie wiem jak to zrobić, skoro przez te niecałe cztery lata nie przeprowadziliśmy ze sobą żadnej dłuższej rozmowy. Walić to, przecież muszę mieć jakiś pretekst, żeby tam posiedzieć. Teodor ma pewnie jakieś znajomości, więc zapytam go, czy zna kogoś, kto również nie ma z kim iść i może mi załatwi parę. Problem rozwiązany. Co ja się w ogóle martwię. W przeciągu kilku godzin na pewno się ktoś się do mnie zwróci.
Ważniejsze jest to, że ponownie zobaczę Fatalne Jędze na żywo. Myron, nadchodzę!

  ____________________________________________________________________________


czwartek, 30 stycznia 2014

Początek

    Hmm... Nie mam pomysłu, jak kreatywnie zacząć pisanie tego pamiętnika, więc po
prostu się przedstawię. Nazywam się Sally Smith. Mieszkam w Mansfield (w hrabstwie Nottinghamshire). Pochodzę z rodu czystej krwi. Mimo to moja rodzina nigdy nie
służyła Sami-Wiecie-Komu. Ojciec został zamordowany z rąk samego Czarnego Pana,
kiedy odmówił dołączenia do kręgu Śmierciożerców. Gdy matka się o tym dowiedziała
szybko uciekła z kraju wiedząc, że w ramach zemsty będzie chciał dopaść całą naszą
rodzinę. Wróciliśmy dopiero, kiedy Sam-Wiesz-Kto został zniszczony przez małego
Pottera. Po powrocie, mamę zatrudniono jako uzdrowicielkę w Szpitalu Świętego
Munga. Spędzała tam większość swojego czasu, dlatego też wychowywała nas głównie
babcia. Skoro już mowa o rodzinie, to przedstawię również moich braci. Młodszy ma na
imię Zachariasz. Chodzi do trzeciej klasy i jest Puchonem (Po tacie. Chyba cała
rodzina ze strony ojca była w Hufflepuffie). Trudno się z nim dogadać. Jest strasznie
wredny i arogancki. W młodości często się ze sobą kłóciliśmy. Teraz mamy ze sobą
nikłe kontakty. Wydaje mi się nawet, że mnie unika. I dobrze, bo nie muszę znosić tej
jego nadętej gęby. Starszy z braci nazywa się Jackson i jest na piątym roku w
Gryffindorze. Razem ze swoim najlepszym kumplem Cormakiem McLaggenem uchodzi
za jednego z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Za to ma bardzo trudny
charakter. Jest bezczelny, nigdy nie potrafi przyznać innym racji i ogólnie uważa się
za lepszego od wszystkich (całkiem bezpodstawnie jak na mój gust). Mimo to w
dzieciństwie dość dobrze się dogadywaliśmy. Wspólnie kibicowaliśmy Zjednoczonym z
Puddlemere i ćwiczyliśmy Quidditcha na naszym podwórku. Niestety wszystkie moje
kontakty z rodziną się pogorszyły z dniem, w którym zaczęłam naukę w Hogwarcie.
Powodem tego był fakt, że zostałam przydzielona do Slytherinu. W sumie to sama się
zdziwiłam, że trafiłam akurat tam, bo byłam pewna, że najbardziej nadaję się do
Gryffindoru No ale mówi się trudno, prawda? Przecież nie wstąpię sobie do
Śmierciożerców tylko dlatego, że większość popleczników Czarnego Pana wywodzi się
z tego domu... Moja rodzina najwyraźniej tego nie rozumie. Wszyscy nagle zaczęli
mnie traktować chłodniej, z pewnym dystansem i do tej pory nie zaakceptowali tego
jaka jestem. Pewnie dlatego i ja siebie sama nie akceptuję. Czuję, że nie pasuję do
otaczających mnie Ślizgonów i niezbyt swobodnie czuję się w ich towarzystwie. W
Hogwarcie nigdy nie znalazłam sobie przyjaciół. Większość osób z innych domów nie
chce mieć ze mną do czynienia tylko dlatego, że jestem ze Slytherinu. Za bardzo im
się nie dziwię, bo też odpycham od siebie innych Ślizgonów, ale naprawdę byłoby miło,
gdybym miała kogoś, z kim mogłabym spędzać swój wolny czas. Tak więc jestem
skazana na samotność. W szkole średnio sobie radzę. Bardzo dobrze mi idzie jedynie
podczas zaklęć, chociaż z eliksirów również mam w miarę zadowalające wyniki. Mam
duże problemy z transmutacją i zielarstwem. Nienawidzę obu tych przedmiotów i
jestem z nich kompletnie beznadziejna, a przez to, że nie mam nikogo, nie wiem do
kogo się zwrócić o pomoc. Mogłabym poprosić o to kogoś z mojego domu, ale nie chcę
okazywać słabości przed tymi ludźmi. To jeszcze obróci się przeciwko mnie. Jeżeli
chodzi o mój wygląd, to wydaje mi się że mam przeciętną urodę. Raczej nie wyróżniam
się z tłumu. Jestem szczupłą, niewysoką dziewczyną o zielonych oczach. Mam bardzo
jasną cerę i długie blond włosy Wiele osób mi wytyka, że jestem ponura i nigdy się nie
uśmiecham, ale i tak uważam, że mam dobre poczucie humoru. Widocznie nie mam
powodów do uśmiechu w towarzystwie tych podłych ludzi, których bawi jedynie cudze
nieszczęście. Ehh, z kim ja żyję? Muszę powoli kończyć pisanie, bo praca domowa z
eliksirów sama się nie odrobi, więc dodam jeszcze tylko parę słów o sobie. Jestem
wielką fanką Fatalnych Jędz (CAN YOU DANCE LIKE A HIPPOGRIFF?) i wprost
ubóstwiam Myrona Wagtaila. Widziałam ich tylko raz na żywo podczas koncertu
granego z Hobgoblinami w Nottingham dwa lata temu i to był najpiękniejszy dzień
mojego życia. W wakacje znów będą grać niedaleko mojego miasta, więc mama na
pewno mi pozwoli się na to wybrać. To na razie koniec z mojej strony, musi mi starczyć
trochę atramentu na esej dla Snape'a. Napiszę coś za kilka dni, kiedy tylko będę miała
wolną chwilę. Więc see ya!

       _________________________________________________________________________